„Unser schönes Posen…” czyli bolesne pożegnanie z niemieckim panowaniem nad Wielkopolską.

Dziś mijają dokładanie 104 lata od wybuchu Powstania Wielkopolskiego – pamiętanego przez ogół społeczeństwa jako jedynego zwycięskiego zrywu narodowowyzwoleńczego epoki zaborów (pamiętajmy, że jest to tylko półprawda!). Po raz drugi świętujemy je również jako święto państwowe, z łaskawego nadania władz warszawskich – bo przecież przegrane z kretesem Powstanie Warszawskie fetowane jest zewsząd, a data jego wybuchu świętem państwowym jest od 13 lat. Niniejszy wpis ma jednak być poświęcony przede wszystkim mało znanej, niepopularnej i kontrowersyjnej – ale zawsze godnej uwagi perspektywie niemieckiej na wydarzenia z 27 grudnia 1918 roku.

              Słowa z tytułu dzisiejszego wpisu miała wypowiedzieć pewna sędziwa mieszkanka Poznania, która opuszczała swoją utraconą Ojczyznę – wracającą na powrót do swoich polskich korzeni. Dla Niemców Powstanie było końcem epoki swojej dominacji w tej części Europy, początkiem nowego układu sił, lecz ciężko powiedzieć, aby było zarówno dla dysydentów jak i dla zwykłych obywateli szokiem – w mojej opinii było jedynie kulminacją i kontynuacją anarchii i chaosu, panującego w Rzeszy od listopada 1918. Rewolucja ogarniająca wszystkie kraje Cesarstwa Niemieckiego, bunt marynarzy w Kilonii, bunty żołnierskie w Hanowerze i Berlinie, brzemienna w skutkach abdykacja Wilhelma II. i odmowa przyjęcia korony przez Kronprinza Wilhelma wpędziły Niemcy w kryzys polityczny porównywalny bodajże tylko z demontażem Świętego Cesarstwa Rzymskiego przez Napoleona ponad stulecie wcześniej. Każdy kryzys wiąże się jednak z nowymi nadziejami: Polacy liczyli na zerwanie z rozpadającą się domeną Hohenzollernów i powrót w granice odradzającego się państwa Piłsudskiego, zaś Niemcy pragnęli w nowej rzeczywistości politycznej zachować stan posiadania, ale też przyłączyć niemieckojęzyczną część upadłego już w zasadzie Cesarstwa Austro-Węgier. Takie przynajmniej głosy można było wyczytać w głównej, niemieckojęzycznej gazecie Poznania, czyli Posener Tagesblatt. Wyrazem aspiracji obu narodów były Polski Sejm Dzielnicowy, odbywający się w Poznaniu między 3 i 5 grudnia 1918 oraz Niemiecki Zjazd Rad Ludowych odbywający się w dniach 12-13 grudnia.

   

Żołnierze niemieccy pod Zamkiem Cesarskim w Poznaniu w listopadzie 1918 roku.
©Foto: NAC

              Wówczas dla zabezpieczenia miasta przybyło ponad 6000 żołnierzy, pod których ochroną delegaci Niemieckiej Rady Ludowej wystosowali do rządu socjaldemokraty Friedricha Eberta memorandum z prośbą o wsparcie wojskowe i ochronę niemieckiej kultury na wschodzie. Memorandum pozostało bez odezwy – łagodne podejście socjaldemokratów oraz ich ugodowość wobec państw Ententy umożliwiło zresztą w kilka dni później przyjazd Ignacego Jana Paderewskiego do Poznania w towarzystwie brytyjskich wojskowych. Zgoła inaczej historia mogła się potoczyć, gdyby na czele rządu Rzeszy stał przedstawiciel starego porządku, książę Maksymilian Badeński, krewny cesarza, czy choćby Paul von Hindenburg, urodzony w Poznaniu, w grudniu 1918 głównodowodzący niemieckich sił zbrojnych. To on zresztą koordynował później walki z oddziałami powstańczymi na całym froncie – od Szubina po Leszno. W tym miejscu należy również podkreślić, iż poznańscy Niemcy, podobnie jak ich ziomkowie na wschodnich kresach Rzeszy, byli przywiązani do domu panującego Hohenzollernów, starego porządku społecznego i przekonani o swojej misji cywilizacyjnej – dali temu wyraz we wspomnianej Posener Tagesblatt: „(…) zwłaszcza my na Wschodzie stoimy niezmiennie i wytrwale przy domu Hohenzollernów, wiemy bowiem, że tylko dzięki jego opiece i ochronie nasza Marchia Wschodnia przekształciła się z pustyni w spichlerz zbożowy Niemiec, w kwitnące centrum kultury, wiemy też, że gdy Hohenzollernowie utracą władzę, niemiecczyznę na wschodzie czekają czasy cięższe od tych, przed którymi stoimy teraz”.

Defilada wojsk wielkopolskich przed Józefem Piłsudskim jesienią 1919 roku.
©Foto: NAC

 

Na podstawie powyższego cytatu możemy zatem wywnioskować, iż strach przed utratą majątku, wpływu politycznego i kulturalnego był dla niemieckiego mieszczaństwa paraliżujący. Co skrzętnie udało się zresztą wykorzystać Polakom, którzy strach, zamieszanie i przede wszystkim powojenne osłabienie przekuli dzięki swojej niezłomnej woli, patriotyzmowi i doskonałej organizacji w zwycięstwo, z którego 104 lata później dumnych jest kilka milionów mieszkańców Wielkopolski. 

Hubert Sargalski

Licencjonowany przewodnik miejski Poznańskiej Lokalnej Organizacji Turystycznej. Poznaniak, lokalny patriota, zafascynowany kulturą, historią i dziedzictwem Wielkopolski. Studiowałem we Frankfurcie nad Odrą i Poczdamie, stąd zainteresowanie oraz szersza perspektywa na niemieckie ślady i wspolną historię obu narodów w Poznaniu i Wielkopolsce. Pragnę przywrócić wspólnej, polsko-niemieckiej przestrzeni miejskiej, należne jej w świadomości mieszkańców i turystów miejsce.
 

Kontakt